ROZDZIAŁ V
Po około 5 minutach drogi doszłam do domu. Otworzyłam drzwi
i weszłam do pokoju. Siedział tam ON. Jego piękne zielone oczy spojrzały na
mnie. Harry uśmiechnął się do mnie szeroko. Wstał, wziął mnie za rękę a drugą
ręką dotknął delikatnie mojego policzka. Jego ręce były niesamowicie gładkie i
ciepłe. Zbliżył się do mnie po czym…
- ALICE!!! – ten wrzask
rozległ się po całym moim ciele.
- ALICE!!! – znowu wrzask.
Harry rozpłynął się, a nad sobą widziałam tylko moją mamę.
- Co…się stało? – mruknęłam
mrugając przy tym nienaturalnie szybko Dopiero teraz zorientowałam się że leżę
na łóżku.
- Co mi się stało? –
zapytałam ponownie, próbując skontaktować się z rzeczywistością.
- Poślizgnęłaś się i upadłaś
na podłogę. Spałaś przez dobrą godzinę. Prze sen mruczałaś coś…To było chyba
Harry? To nie ten chłopiec co mieszka obok? Przyznam, niezły jest. Był tutaj.
Chciał się pouczyć z tobą z fizyki. Kazałam mu pójść na górę by na ciebie
poczekał, ale wtedy zemdlałaś i powiedział ze wróci później jak poczujesz się
lepiej. – oznajmiła mi, a po chwili ktoś zapukał do drzwi. Serce zaczęło mi bić
jak oszalałe. Mama otworzyła drzwi. W drzwiach stał Harry.
- O! Dzień dobry! Ty pewnie znów do mojej
córki? – powiedziała mama.
- Eee, tak. Chciałem zapytać
czy już czuje się lepiej. - powiedział
nieśmiało chłopak.
- Aaa, tak, właśnie się
obudziła. Alice!!! Kolega do ciebie! – krzyknęła mama a ja wstałam
nieprzytomna.
- Cześć… - mruknęłam nie
patrząc Harry’emu w oczy.
- Hej…Czujesz się już lepiej?
– zapytał uśmiechając się lekko. Jego loki były potargane przez wiatr.
- Tak…Dzięki. To…Co z tą
fizyką? – zapytałam. Najwyraźniej obudziłam go z głębokiego zadumania, bo
dopiero po jakimś czasie zorientował się ze do niego mówię.
- Aaa, no tak. Jutro jest ta
kartkówka….A ja za bardzo tego nie ogarniam… Pomyślałem ze moglibyśmy pouczyć
się razem. – oznajmił Harry.
- No…dobrze. To chodźmy na
górę do mojego pokoju. – burknęłam patrząc w podłogę, gestem pokazując mamie
aby przestała się głupawo uśmiechać.
Weszliśmy do mojego pokoju bez słowa. Stanęłam przy szafce
szukając nerwowo mojego zeszytu od fizyki. Czułam jego wzrok na plecach.
Usiadłam na krześle i otworzyłam zeszyt. Zauważyłam katem oka ze Harry wcale nie
robi tego samego.
- Nie przyszedłeś tu po to
żeby się uczyć z fizyki, prawda?- zapytałam może zbyt donośnym głosem. Harry
uśmiechnął się lekko.
- Znowu to robisz! –
krzyknęłam tracąc kontrole nad samą sobą.
- Ale co? – zapytał Harry,
najwyraźniej rozśmieszyłam go tym argumentem.
- Próbujesz mnie podrywać.
Uwierz mi, takie sztuczki na mnie nie działają. Wiedziałam, jesteś podrywaczem
i tyle.- powiedziałam stanowczo, z nerwów wypuszczając zeszyt z ręki.
- Wcale nie! Dlaczego tak myślisz?!
– zapytał oburzony.
- Zarywasz do wszystkich
dziewczyn w szkole. Myślisz że ja tego nie widzę?! – krzyknęłam.
- To nie prawda! To one
pierwsze mnie zagadują! Ja tylko staram się być miły… - odpowiedział wciąż
broniąc się Harry.
- Ha! A to dobre… Wiesz co o
tobie myślę?! Myślę że… - powiedziałam ale Harry uciszył mnie całując mnie w
usta. Odepchnęłam go szybko.
- Wyjdź stąd…- powiedziałam
prawie płacząc.
- Ale…- powiedział chłopak
wyraźnie zaskoczony tym co mówię.
- Powiedziałam…WYJDŹ! -
krzyknęłam a do pokoju wparowała mama.
- Co się dzieje? Co to za
krzyki? – zapytała.
- Harry właśnie wychodził. –
powiedziałam szybko patrząc w podłogę.
Harry zupełnie osłupiały i
zasmucony bezgłośnie opuścił mój pokój.
Mama kompletnie zaskoczona
rozumiejąc że to nie jest dobry moment na rozmowy, wyszła z pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz